– Wieki cię u nas nie było.
– Będzie piętnaście lat – odpowiadam.
Niewiele się zmieniło w Whistle Stop Cafe. Kilka nowych ilustracji na ścianach, kilka nowych twarzy. Zamawiam kawę i pytam właścicielki lokalu o dwóch starych bywalców, którzy zwykle o tej porze tu bywali.
– Oni się już stołują w lepszych lokalach, z wieloma gwiazdkami. Nasze ziemskie żarcie okazało się zbyt ciężkie na ich żołądki. – odpowiada typowym dla niej poczuciem humoru.
Siadam na zwykłym miejscu w rogu sali, skąd doskonale widać cały lokal, parkujące przed nim pojazdy, a za nimi regularnie przejeżdżające pociągi, z których przez cały dzień ledwie kilka się tu zatrzymuje. O tej porze roku przy pierwszych nocnych mrozach, co jakiś czas trzeba przetrzeć zaparowaną szybę, żeby nie tracić kontaktu z rzeczywistością.
Szefowa przynosi mi kawę tak, jak lubię, w ceramicznym kubku.
– Dziekuję.
Odpowiada mi uśmiechem i odchodzi. Zawsze miała doskonałe wyczucie. Zwykle przysiadłaby na brzegu krzesła, wymienilibyśmy kilka zdań, pozwolili na parę "niegrzecznych" dowcipów nie przekraczających granic. Ona jednak należy do tych kobiet, które jednym spojrzeniem potrafią ocenić sytuację i stosownie do niej się zachować, instynktownie wyczuwała, kto ma ochotę na żarty lub chwilę rozmowy, a kiedy trzeba pozostawić człowieka jego myślom. Z taką umiejętnością trzeba się po prostu urodzić i zazdrościłem jej tego.
Spojrzałem z wdzięcznością na jej oddalające się plecy i odsłonięte delikatne ramiona. Należy też do tego rodzaju kobiet, których nie możesz nie kochać, choć doskonale wiesz, że one nigdy nie będą kochać ciebie, kobiet, dla których w każdej chwili jesteś w stanie skoczyć w ogień, będąc przekonanym, że pożar nigdy nie wybuchnie.
Przeglądam od niechcenia tutejsze menu, drugą rękę obejmując kubek i grzejąc przemarznięte palce. Między kartami ktoś pozostawił wyrwany wycinek lokalnego tygodnika z 18 października.
"By the way, my other half says that somebody asked us over for supper, but he can't remember who it was. So, whoever asked us, we will be happy to come, just call me and let me know." 1
Pod spodem ktoś ołówkiem dopisał "it was us". Parskam cicho śmiechem. Za oknami migają światła przejeżdżającego pociągu. W zapadającym szybko zmierzchu widać unoszące się na łąkach za torami opary, od których widoku robi się mokro i zimno na karku. Odruchowo popijam gorącą kawę. Smak ma tak doskonały, że żal przełknąć ten pierwszy łyk. Patrzę zdziwiony w kierunku baru pytająco unosząc kubek. Szefowa uśmiecha się, zadowolona z siebie, a ja unoszę w uznaniu i podziękowaniu kciuk.
Przy jednym ze stolików stoi nastoletni chłopiec bez jednej ręki z przejęciem opowiadając starszej parze, że jednej z mieszkanek ostatnio zdechł kot, i że właścicielka kota jest wściekła na wszystkich sąsiadów, którzy wciąż dokarmiali otyłą ale nieustannie żebrzącą istotę. To znaczy wtedy, gdy jeszcze żyła. Jakby na potwierdzenie doniosłości tego zdarzenia odzywają się dwa głębokie, czyste uderzenia starego ściennego zegara, który zawsze wskazuje złą godzinę, ale nigdy nikomu nawet nie przyszło do głowy nastawić go. Jakoś wszyscy naturalnie uznają, że ten konkretny zegar jest poza czasem.
Zerkam w dół i z przerażeniem stwierdzam, że została mi już mniej niż połowa przeznaczonego na pobyt tu czasu, ledwie 212 stron. Potem trzeba będzie podciągnąć pod samą brodę ciepły kołnierz i wyjść na mróz w kierunku peronu.
Z wiekiem coraz mniej rzeczy mnie przeraża i denerwuje, ale to nie jest kwestia przyzwyczajenia. Człowiek nie przyzwyczaja się do lęku czy irytujących zjawisk, ale potrafi wpasować je w jakiś logiczny ciąg i dopasować elementy. Coraz bardziej natomiast doprowadza mnie do szału czas, jego upływ. W całym wszechświecie nie ma bardziej złośliwego, podłego i perfidnego zjawiska, jak czas. Gdy czegoś oczekujesz, pragniesz, chciałbyś, żeby czas przyśpieszył, dogonił cię i nadążał za twoimi myślami, ten ciągnie się gdzieś daleko z tyłu, oglądając wszystkie pieprzone wystawy sklepowe i studiując uważnie twarze wszystkich mijających nas ludzi. Gdy ty delektujesz się chwilą, czerpiesz z niej wytchnienie i ukojenie od doznanych dotąd niepowodzeń, kiedy chcesz być bardziej tu i teraz, ten sukinsyn jest już daleko z przodu oglądając się tylko po to, żeby ci wrednym, naglącym głosem oznajmić, iż czas nas goni. Nigdy nie będzie twym towarzyszem, kroczącym równo, krok w krok u twego boku.
Wyobrażam sobie, co zrobiłaby Aneta, jak ja zbyt dumna, by przyznać się głośno, że ktoś lub coś ma nad nią przewagę. Zawsze była w ruchu, wiecznie o coś i z czymś walczyła i zwykle to osiągała. Rzadko i tylko przez moment zdarzało mi się zobaczyć ją znieruchomiałą, z szeroko otwartymi ze zdumienia oczami i lekko uchylonymi ustami, gdy okazało się, że coś było sprytniejsze od niej. Z tych ust wychodziło wtedy tylko jedno słowo, wyrażające jednocześnie uznanie i podjęcie wyzwania:
– Jebaniutki.
Zazdroścłem jej zawsze tej umiejętności. Wielu cech zazdroszczę kobietom. Pobił ją ostatecznie jej mąż, były wojskowy. Tego jej nie zazdrościłem.
Podnoszę się i kieruję w stronę baru. Właścicielka odbiera należność i mówi:
– Wpadnij do nas koniecznie, gdy będziesz w okolicy. Dobrze?
Patrzę jej prosto w oczy:
– Przecież wiesz. Nie musisz pytać.
Ściskam silnie jej rękę, której nie mam ochoty wypuścić, nie mam też najmniejszej ochoty wyjść na mróz i wsiąść do pociągu, który nawet nie wiem, gdzie właściwie jedzie. Wolałbym zostać tu, wśród tych ludzi, których znam i których tak łatwo jest kochać.
Z peronu dolatuje świst, czas ponagla.
1 Fannie Flagg "Fried Green Tomatoes at the Whistle Stop Cafe", Vintage Books, Londyn 2012, str. 237