„Bayer Full ma już 27 lat. (…) Mimo że członkowie zespołu mają swoje lata, to na koncertach na scenę ciągle lecą staniki z numerem telefonu, a zespół koncertuje od Australii po Amerykę.”
Judyta Sierakowska, „Disco ponad wszystko”, Puls Biznesu Weekend, wrzesień 2011 r.
Rzeczywiście über alles, disco rządzi się swoistymi prawami. Czy tymi samymi prawami może rozporządzać się każda dziedzina sztuki? Czy sztuka może być ponad wszystko, ponad wszelkie zasady i wymogi, wymóg jakości?
Dotarła do mnie informacja, że opublikowano nowy, 9 w 2013-tym roku, numer ArtPapieru. Zajrzałem, czasami czytam tam ciekawe felietony czy wywiady. Machinalnie klikam na dział poezji. Przeklęty zwyczaj, natrętny podobnie jak klikanie w aktualizowane zdjęcia profilowe znajomych na Facebooku. Na ArtPapierze również znajome mi zdjęcie i równie znajome nazwisko - Przemysław Witkowski. No ba. Nie byle kto w świecie literackim. Poczułem się, jak na koncercie rockowym w momencie wyjścia oczekiwanej gwiazdy na scenę.
Zobaczmy, co opublikowano, tym bardziej że dawno nie miałem okazji śledzić działalności tego dość czynnego artystycznie twórcy. Wybaczcie, że nie zacytuję tu tekstów z powodu ich miniaturowych rozmiarów, więc zacytowanie równałoby się publikacji, a to balansować może na granicy łamania autorskich praw majątkowych.
Pierwszy wiersz, „Polonia restituta”, mógłby pretendować do próby uwspółcześnienia wiersza Tuwima „Idzie Grześ przez wieś”. Mógłby, lecz jest problem, nie tylko w tym, że brak tu tego rodzaju rytmiki, problem w tym, że brak temu tekstowi czegokolwiek. To obrazek, spostrzeżenie, ani oryginalne, ani błyskotliwe. Poeta nie należy do młodych wiekiem na tyle, by dla niego przedstawiony obraz był czymś nowym, taki obrazek jest „polski” już od wielu lat, nie widzę tu niczego, co w Polsce zostało odzyskane. Nie sądzę też, że poeta dotąd żył w jakimś zamknięciu, oderwaniu od rzeczywistości, by te spostrzeżenie było dla samego autora czymś tak odkrywczym i pobudzającym do napisania tekstu. Przykro mi, tym razem nadania orderu za wybitne osiągnięcia na polu oświaty, nauki, sportu, kultury, sztuki, gospodarki, obronności kraju, działalności społecznej, służby państwowej, ani też za rozwijanie dobrych stosunków z innymi krajami - nie będzie.
Druga miniatura to „swetry”. Ale te tureckie, czyli wracamy do przeszłości. Wiersz na topie, bo moda lat, gdy tureckie sweterki były standardowym ubiorem większości eleganckich polskich mężczyzn, zatoczyła koło i dziś często świetnie się odnajduje w tym jakże innym współczesnym świecie. Swetry Witkowskiego są stare, sprane. Z sentymentem wyciąga je z szafy. Sentymentalizm jednak, podobnie jak zakochanie, nie powinien być przewodnim, a już zwłaszcza nie powinien być jedynym motywem do napisania wiersza. Może być impulsem, myślą początkową, niczym więcej. Za tym powinny dalej pójść przemyślenia, praca nad tekstem.
Ten tekst to nie zła myśl, może być wykorzystany jako ciekawy wstęp do jeszcze ciekawszego wiersza, lub nawet, przy dobrej kompozycji, jako przerywnik lub kadr w większym obrazie, w cyklu wierszy. Tylko wtedy nie widzę możliwości publikacji takiego utworu jako wyrwanego z kontekstu całości dzieła. „swetry” jednak pozostały na etapie fazy wstępnej, pierwszej myśli, dostrzeżonego obrazka, chwili. Mam wrażenie, że sam autor nie bardzo wie, co tak naprawdę chciał powiedzieć, a już absolutnie nie zaprzątnął sobie głowy tym, jak to powiedzieć. Staram się jak mogę sięgnąć drugiego dna, z tego niewielkiego zbioru wersowych fiszek, powiązać jakieś obrazy, ale one są niejasne, jak u niechlujnego studenta. Ten tekst jest tak nieokreślony, jak zawarte w nim wielokrotnie słowa „ktoś”, i jak nieokreślony jest „ten dzień”. Staram się dociec, jaki wyjątkowy dzień jest wart takiego upamietnienia. Czyżby autor miał na myśli dzień Bożego Narodzenia w latach siedemdziesiątych lub osiemdziesiątych, moment gdy dziecko wyciąga spod choinki turecki sweterek? Tylko te spod choinki były nowiutkie, świeże, drzewko nie stało w szafie, a jak wspomnieliśmy, swetry Witkowskiego są stare i sprane.
Józef Tretiak w szkicu „Adam Asnyk jako wyraz swojej epoki” (KSW, Kraków 1922, s. 36) napisał: „Nie jest zadaniem poezji lirycznej, ani w ogóle poezji, konsekwentne rozwijanie jakiejś myśli we wszystkich kierunkach, wyczerpywanie wszystkich jej zastosowań.” Zgadzam się, nie mylmy sztuki z podawaniem kawy na ławę, czy wielkanocnym laniem wody. Lecz nie mylmy także spostrzeżenia, sentencji, myśli zapisanej na naprędce znalezionej kartce, z wierszem czy poezją. Pisanie miniatur to nie tworzenie fiszek, to nie sentencjonalizm. Według mnie to jedna z trudniejszych form poetyckich. Nie jest łatwo w miniaturze zawrzeć to, co się chce powiedzieć. Miniatura często wymaga więcej pracy, kreślenia, poprawek, niż zwykłego rozmiaru wiersz. Pisanie haiku to coś znacznie więcej niż jego trójwersowa budowa o liczbie sylab 5-7-5.
Dalej Tretiak pisze, że do poezji „należy tylko budzenie uczuć i myśli, rzucanie ziarna w duszę słuchacza, ziarna, które tam potem samo będzie kiełkować i rozwijać się, i im więcej własnych soków dusza słuchacza użyczy temu rozwojowi, tym większą radość sprawiać mu będzie zbudzona w nim myśl lub uczucie.” Czy wiersze Witkowskiego rzuciły we mnie jakieś ziarno? Tak, kilka ziaren padło.
Zastanawiam się, czym kierował się Przemysław Witkowski wysyłając te teksty noszące znamiona niemocy twórczej, czy wręcz pisania "na odpieprz". Czy autora termin gonił? Redakcja pisma wysłała maila z prośbą o teksty na tyle zaskakującego, że autor chwycił to, co miał pod ręką? Czy też autor z nudów sięgnął po stare notatki, jak do tej szafy ze starymi spranymi swetrami, i poczuł nagłą potrzebę wykorzystania ich, bo szkoda żeby się zmarnowały? Dobrze, więc można nad nimi popracować, rozbudować, przebudować, niekoniecznie publikować. To, że budowa stanęła, a wylanych fundamentów żal, nie oznacza, że teren można oddać na boisko szkolne.
A może to stan charakterystyczny dla wielu twórców muzyki? Starzeją się, coraz mniej sił na koncerty, płyty nie idą, nic nowego nie wymyślę, więc na bazie dotychczasowej popularności strzelę tekścik popowy, chrzanić dotychczasowych fanów a 12-latki niech się jarają. Parę koncercików, będzie pisk pod sceną, bo śpiewa dla państwaaaaaaa!!!! Piaaaaaseeeeek!!!! Piaaaaaaseeeecznyyyyyyy! WOW!
Tylko „okruchy jesieni” „w liniach życia” mego nie przyprawiają o „wielkie lśnienie”. Czterdziestodwuletni wokalista śpiewający na scenie sentymentalne pieśni mnie nie bierze, nie podnieca, nie ściągam majtek przez głowę. Jego osobowość, ta telewizyjna, na mnie nie wpływa, chyba, że odstręczająco.
Może to mój błąd, że wciąż patrzę na tekst, w oderwaniu od tego, kto go napisał. Może to mój błąd, że staram się nie patrzeć na tekst przez pryzmat autora, staram się nie podniecać tym, kto go napisał, a podniecać się jakością samej treści. Uważam, że teksty publikowane winny charakteryzować się jakąś jakością, wartością, ale wynikającą z poziomu artystycznego tekstu, nie z tego, iż autorem jest osobnik o takim a nie innym nazwisku.
Tu pojawia się kolejne zasiane przez Witkowskiego we mnie ziarno. Na jakiej zasadzie publikuje się takie teksty? Czym kierują się redaktorzy pism dobierając wiersze do publikacji? Rodzaj publikowanych tekstów świadczy poniekąd o poziomie pisma. Wątpliwe w przypadku tych wierszy jest kierowanie się jakością. Rozumiem, że nazwisko Witkowski w powiązaniu z imieniem Przemysław znaczy niemało, że podobnie jak ja, inni również z tego powodu zerkną do pisma. Lecz czy redaktor musi się tym kierować? Nie chcę myśleć, że teksty zostały opublikowane tylko ze względu na to, że autor posiada takie a nie inne imię i nazwisko. Nie brakuje w polskim świecie literackim dobrych twórców, także tych z "nazwiskami", nie mogą redaktorzy więc narzekać na beztalencie polskiej społeczności literackiej, nie muszą brać co popadnie. Znam kilku redaktorów, dumnie (i słusznie) zawsze podkreślających, że są redaktorami tego czy tamtego pisma. Tylko po co się jest redaktorem? Czy po to żeby puszczać bezkrytycznie teksty „nazwisk”, choćby ten sam tekst bez tego „nazwiska” nie zwrócił ich najmniejszej uwagi, lub tyle tylko mu jej poświęcili, by trafić do kosza? Gdzie tu miejsce na profesjonalizm? Jak ufać redaktorom wysyłając teksty do pism? Gdzie tu odpowiedzialność redaktorów za pismo? Odpowiedzialność nie tylko przed "naczelnym", ale przede wszystkim przed czytelnikami?
Gdzie tu miejsce na redaktora, który ma, i powinien mieć wpływ, na rozwój dzieła, rozwój także samego autora. Sztuka, dzieło, które nam jest przedstawiane, to nie tylko efekt talentu i pracy artysty, to często też wynik wielogodzinnych, wielotygodniowych, nie zawsze przyjemnych "kłótni" redaktorskich między autorem a redagującym jego tekst. W przypadku tych tekstów redaktorzy zrobili krzywdę nie tylko pismu, czytelnikom, lecz także autorowi.
Przemysław Witkowski ma już 31 lat… Mimo że ma swoje lata, to na tym koncercie na scenę nie polecą staniki z numerem telefonu.
"Może to mój błąd, że wciąż patrzę na tekst, w oderwaniu od tego, kto go napisał. Może to mój błąd, że staram się nie patrzeć na tekst przez pryzmat autora, staram się nie podniecać tym, kto go napisał, a podniecać się jakością samej treści" - kieruję się taką samą zasadą, zarówno przy literaturze, jak i przy muzyce. Nie obchodzi mnie, która z pań zrobiła sobie operację biustu i kto kogo nie lubi w zespole, bo obchodzi mnie muzyka. Może to niedobrze, że nie znam biogramów wielu autorów, może kiedyś do tego dojrzeję.
OdpowiedzUsuńTak krótka forma faktycznie wymaga głębokiego zastanowienie, żeby nie było ot, po prostu zdaniem. Ja osobiście uważam, że stworzenie czegoś takiego jest dla mnie niewykonalne. Przynajmniej póki co. Tym bardziej nie chcę podejmować się oceny, ponieważ rzadko mam styczność z tego typu twórczością.
Cóż, muszę zdać się na swoją wewnętrzną refleksję (choć nie pociągnęło mnie to w jakieś niesamowite głębie, chyba tak samo, jak ciebie).