wtorek, 20 października 2015

Czy kłamstwo jest użyteczne publicznie?

10 października odbyła się w Słupsku manifestacja pod hasłem „Uchodźcy mile widziani”. Manifestacja to dość szumnie nadużyte słowo, chyba że miało oznaczać manifestację bezsilności i osamotnienia. Z pewnością w planach Stowarzyszenia Użyteczności Publicznej Aktywne Pomorze była akcja zakrojona na szeroką skalę.

Na początek przypomnijmy kilka celów stowarzyszenia.
„Celem Stowarzyszenia jest wspieranie rozwoju lokalnego, a w szczególności:
a) działanie na rzecz społeczności lokalnej – tworzenie lokalnej wspólnoty społecznej zgodnie z ideą społeczeństwa obywatelskiego i ekorozwoju;
b) wspieranie oddolnych inicjatyw mieszkańców i członków Stowarzyszenia;
c) działanie na rzecz sprawiedliwości, samorządności, solidarności międzyludzkiej, ochrony środowiska, wolności i pokoju;
d) kultywowanie, wyzwalanie i propagowanie przejawów i form życia społecznego alternatywnych wobec cywilizacji opartej na przymusie, dominacji, patriarchacie, rywalizacji, hierarchizacji, uniformizacji, konsumpcjonizmie, niszczeniu środowiska naturalnego i braku harmonii z naturą;
e) działanie na rzecz wzajemnej tolerancji, poszanowania praw człowieka oraz pokojowego współistnienia różnych form życia społecznego, jego drogi do harmonijnego rozwoju wolnego i otwartego społeczeństwa;
f) zapobieganie zagrożeniom ekologicznym oraz działaniom sprzecznym z interesem społecznym;
g) wspieranie działań służących propagowaniu tolerancji, zrozumienia i współpracy między narodami;
h) wspieranie inicjatyw służących tworzeniu społeczeństwa otwartego i obywatelskiego”.
Przyznać należy, że słuszną realizacją tych celów jest zorganizowana przez stowarzyszenie manifestacja, wyrażająca poglądy i realizująca prawo do ich wypowiedzenia części społeczności miasta Słupsk. Wydarzenie to działa na rzecz sprawiedliwości, wolności i pokoju, wzajemnej tolerancji. Wydawałoby się słusznym popierać takie akcje i obdarzyć stowarzyszenie mandatem zaufania.

Zastanawiający jest jednak sposób przeprowadzenia wydarzenia oraz podsumowanie manifestacji dokonane przez stowarzyszenie. Główny koordynator wydarzenia, pani Katarzyna Odrowska, przewidując słaby odzew ze strony mieszkańców, jednak bardziej sceptycznie nastawionych do deklaracji prezydenta miasta Roberta Biedronia o gotowości Słupska na przyjęcie uchodźców, prosi o wsparcie wiele instytucji spoza Słupska. Wsparcie to otrzymuje m. in. od Progresji, Centrum Inicjatyw Obywatelskich, Amnesty International Trójmiasto, Kultury Równości Wrocław, poznańskiego Rozbratu i innych organizacji pozarządowych.

W poście na profilu FB Aktywnego Pomorza dzień po manifestacji czytamy:
”Razem pokazaliśmy wszystkim, że nie wyrażamy zgody na nienawiść, na agresję, na język przemocy w przestrzeni publicznej. Pokazaliśmy, że nasz naród jest otwarty i tolerancyjny, że jest gościnny, gdyż sam nie raz z gościnności innych korzystał i korzysta. (…) Przy okazji tej też odczarowaliśmy symbole, które przywłaszczyło sobie środowisko skrajnie prawicowe i nacjonalistyczne - przypomnieliśmy, że nie mają oni monopolu na patriotyzm. Akcja ta z założenia była symboliczna, nie reklamowaliśmy jej nigdzie, od początku nie zależało nam na masowej frekwencji. Poszliśmy w jakość, a nie w ilość. Byli z nami m.in.: (…) liczni przedstawiciele organizacji pozarządowych (Progresja, Centrum Inicjatyw Obywatelskich, Amnesty International Trójmiasto, Kultura Równości Wrocław i inne). Wsparła nas także ekipa poznańskiego Rozbratu a oprawę muzyczną zapewniła trójmiejska Samba Rhythms of Resistance”

Proszę zwrócić uwagę na słowa „Akcja ta z założenia była symboliczna, nie reklamowaliśmy jej nigdzie, od początku nie zależało nam na masowej frekwencji. Poszliśmy w jakość, a nie w ilość.” Tu właśnie zaczynają się czynności zaprzeczające celom stowarzyszenia, zwłaszcza punktowi mówiącemu o kultywowaniu przejawów i form życia społecznego alternatywnych wobec cywilizacji opartej na przymusie, dominacji, patriarchacie, rywalizacji, hierarchizacji, uniformizacji, konsumpcjonizmie. Czy manipulowanie opinią publiczną nie jest domeną cywilizacji opartej na przymusie i konsumpcjonizmie? Czy zniekształcanie faktów celem autopromocji jest budowaniem społeczeństwa otwartego i obywatelskiego?

Podczas manifestacji jeden z fotoreporterów, Tomasz Iwański, wykonuje zdjęcie z okien ratusza. Widać na nim wyraźnie brak odzewu ze strony mieszkańców miasta na wydarzenie. Na fotografii doliczyłem się nie więcej niż 52 osoby. Pamiętajmy, iż w tej grupie znajdują się dziennikarze oraz przedstawiciele organizacji pozarządowych z Poznania, Wrocławia, Trójmiasta. Fakt ten nie przeszkadza słupskim mediom oraz Aktywnemu Pomorzu twierdzić, że „Słupsk solidarny z uchodźcami”, lub „Słupsk okazał solidarność z uchodźcami”. Przyjmijmy, iż na fotografii znajduje się po jednym dziennikarzu z Gryfa, Głosu Pomorza, fotoreporter z Obserwatora Słupskiego, co najmniej dwóch dziennikarzy z TVN oraz po jednej osobie z pozasłupskich organizacji. Łącznie osiem osób. Czyli należałoby przyjąć, że Słupsk był reprezentowany przez grupę maksymalnie czterdziestoosobową.
Pod postem zadałem pytanie stowarzyszeniu, jak ma się do reprezentacji miasta Słupsk oraz do przedstawiania opinii mieszkańców Słupska udział członków Amnesty International z Trójmiasta, Kultury Równości z Wrocławia, poznańskiego Rozbratu. Odpowiedzi nie otrzymałem, natomiast moje zapytanie usunięto. Po ponowieniu pytania, komentarz w ciągu kilku minut znika, a możliwość dodawania komentarzy zostaje mi zablokowana. Jak to się ma do kultywowania społeczeństwa otwartego, społeczeństwa dialogu, pewnie się już nie dowiem. Chciałbym też od stowarzyszenia otrzymać odpowiedź na pytanie, ilu członków pozasłupskich organizacji uczestniczyło w wydarzeniu, bo to dałoby realną liczbę uczestniczących w wydarzeniu słupszczan.

Stowarzyszenie twierdzi w poście, że nie reklamowało akcji. Tymczasem na profilu już 5 października zdjęciem profilowych Aktywnego Pomorza jest hasło „Uchodźcy mile widziani” z podaną datą i miejscem manifestacji. 27 września stowarzyszenie udostępnia wydarzenie Słupsk solidarny z uchodźcami. Nie dla mowy nienawiści!. 9 października w Głosie Pomorza ukazuje się artykuł Grzegorza Filareckiego zapowiadający manifestację. Także w Gryfie zawiadamia o tej manifestacji Marcin Wirkus. Ten twierdzi wręcz, że „Stowarzyszenie Aktywne Pomorze razem z mieszkańcami Słupska, przedstawicielami organizacji pozarządowych ze Słupska i okolic przygotowało akcję przeciwko mowie nienawiści”. Szukałem na mapie Polski, w okolicy Słupska nie ma miejscowości Wrocław, Poznań ani żadnego miasta z Trójmiasta.

Stowarzyszenie w poście samo zwraca naszą uwagę, iż „przy okazji tej też odczarowaliśmy symbole, które przywłaszczyło sobie środowisko skrajnie prawicowe i nacjonalistyczne”. Pod jakimi hasłami na transparentach działało Aktywne Pomorze podczas manifestacji? Otóż „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Skupię się na pierwszym z haseł, na Bogu. Wiele osób komentujących wydarzenie zapytywało, co z Bogiem ma wspólnego część członków Aktywnego Pomorza o poglądach ateistycznych. Można temu nie wierzyć, ale obserwując profil stowarzyszenia ciężko zrozumieć tego Boga, gdy 27 września Aktywne Pomorze chwali się, że też zbierało podpisy w sprawie wyprowadzenia religii ze szkół mające wesprzeć akcję „Świecka szkoła”, promowaną przez Aktywne Pomorze tego samego dnia. Czy Bóg dla Aktywnego Pomorza jest tylko chwytliwym hasłem mającym przyciągnąć do akcji chrześcijan?

Przyznać muszę, że cele stowarzyszenia są szczytne i chwalebne, warto je osiągać i wspierać. Natomiast gorzej ze środkami uświęcanymi przez cel, bo jak ma być budowane społeczeństwo obywatelskie, otwarte i tolerancyjne poprzez manipulowanie faktami i opinią publiczną czy, po prostu i otwarcie mówiąc, za pomocą kłamstwa i hipokryzji? Zadajmy też sobie pytanie, czy warto wspierać cele stowarzyszenia używającego metod "cywilizacji opartej na przymusie, dominacji, patriarchacie, rywalizacji, hierarchizacji, uniformizacji, konsumpcjonizmie"?

piątek, 18 września 2015

Niekontrolowane oddawanie. III. Coraz bliżej...

Święta. W honorowym miejscu pokoju, vis-à-vis drzwi, zasłaniając widok za oknem, stoi choinka. Do 2 lutego Jan Marek nie będzie widział wyraźnie zmian zachodzących w realnym świecie. Wszystko przez pryzmat tej sztucznej, bezzapachowej zieloności.

Coraz bliżej... święta twarz matki i ojca, z dziwnie wilgotnymi oczyma.
- Życzymy Ci, żebyś miał same dobre oceny w szkole, żebyś był grzeczny, żebyś miał dużo kolegów i koleżanek, dobrą dziewczynę i żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia.

Jan Marek jest grzeczny, uśmiecha się. Tak, jak uśmiechałaby się przypadkowo zaczepionana ulicy osoba, której składałbyś takie życzenia każdego innego dnia roku. Państwo Motty wyciągają ręce z białym opłatkiem, już lekko zawilgoconym od palców, nie widzą nierozumiejącego spojrzenia Jana Marka. Bo Jan Marek nie rozumie. Nie wie, czego od niego oczekują. Jak ma być grzeczny? Czy ma w najbliższych dniach nie podkradać tych wiszących na choince cukierków, które mu i jego rodzeństwu raz dziennie wydzielają? Czy ma spełniać ich marzenia, które nie są jego i których nie chce spełniać? Jak ma znaleźć dziewczynę, gdy nie może, tak jak inni, spotykać się z kolegami poza szkołą, a jeśli nawet, to przy spełnieniu wielu warunków i w czasie wyznaczonym i ograniczonym? Jak mają się spełnić jego marzenia? O czym oni mówią, gdy ich nie znają? Czy naprawdę chcieliby, żeby się spełniły marzenia Jana Marka, gdyby wiedzieli czego pragnie? Przecież dotąd, gdy tylko wypowiadał na głos swoje życzenia, w odpowiedzi słyszał, że jak pójdzie na swoje, to wtedy sobie na to zarobi. Przecież oni nie wiedzą i nie chcą wiedzieć, czego Jan Marek pragnie. Marzy, zawsze marzył, lecz już milczy. Marzenia stały się nie celem, do którego należy dążyć, by go osiągnąć. Stały się czymś nierealnym, bardzo odległym, stały się buntem przeciwko woli rodziców, a Jan Marek jest grzeczny. Więc marzy po cichu, grzecznie się uśmiecha, odłamuje kawałek białego opłatka i recytuje, jak co roku:
- Życzę Wam, żebyście byli uśmiechnięci, żeby Wasze dzieci były grzeczne i żebyście byli z nich zadowoleni, życzę Wam powodzenia w pracy i żebyście mieli dużo pieniążków.
Nie wie, po co im życzy tego ostatniego. Sam niewiele z tego będzie miał, nie przeznaczą ich na spełnienie jego marzeń, nie kupią mu upragnionej książki, nie dadzą na wycieczkę wakacyjną pod namioty. Z pewnością będą tylko częściej spokojni.

Siadają do stołu. Świątecznego, rodzinnego, przykrytego białym obrusem. Trzeba być grzecznym, nie zostawić na nim plam barszczu, trzymać sztućce w odpowiednich dłoniach, uśmiechać się. Rytuał. Choć Jan Marek wolałby przełożyć nóż do lewej ręki, wytrajkotać jednym tchem swoje pragnienia, a jeszcze chętniej zerwałby się i pobiegł do choinki wyciągnąć swoją paczkę. Jednak tradycja, swoisty rodzinny rytuał, nie pozwala. Nie ma miejsca na dyskusję, rozmowę, one są w tle. Gdyby był jakikolwiek dialog, nie życzyliby mu spełnienia marzeń, bo nie zaakceptowaliby ich. Nie spodobałyby się im. Liczy się symbolika i w tle ta świecąca choinka, przesłaniająca widok za oknem.

Jan Marek wolałby, żeby stała w kącie pokoju, żeby ten sztucznozielony i bezzapachowy symbol stał się tylko tłem realnego świata. Widziałby wtedy, jak codziennie powracają z żeru wrony, obserwował dachy niemieckich kamienic zza Nysy, marzył. Kilka lat później coraz bliżej święta twarz matki i ojca, z wilgotnymi oczyma. Coraz dalej święta.

czwartek, 1 stycznia 2015

Kierownik prasowy Stowarzyszenia Wikimedia Polska zmusi cię do współpracy, nawet gdy nie odpowiadają ci warunki.

Nie potrzebujesz pomocy w pracy, którą anonimowo prowadzisz cztery lata? Nieważne! Nawet, gdy nie wyrazisz zgody na warunki współpracy, choćby cię zszokowało nagłe zainteresowanie płatnego pracownika Stowarzyszenia wypracowanym projektem, to nieistotne. Za plecami, bez powiadomienia, kierownik prasowy zostanie administratorem założonej i prowadzonej przez ciebie strony. Pozbawi cię administracji, uczyni redaktorem i przejmie projekt. Czym dotąd zasłużyłeś? Brzydki post, wulgaryzmy? Nie, po prostu nie chcesz pomocy, więc zmuszą cię do niej nieuczciwym przejęciem projektu.

Dlaczego słowo „kradzież” w domenie publicznej? Dyskusyjne, a jednak możliwe. Kiedy? Gdy na przykład sam pracujesz nad projektem cztery lata za darmo i anonimowo, a pewnego dnia pojawia się osoba, której za to płacą, i mimo wspólnych ustaleń pozbawia cię praw do twojej pracy lub ogranicza twoje prawa. Powoli, jak to było od początku.

Cztery lata temu stwierdziłem, że tak piękny projekt jak Wikiźródła powinien przestać być hermetyczny, zamknięty tylko w swoim światku, wśród kart przepisywanych książek. Świat powinien wiedzieć o tym projekcie, śledzić jego postępy i móc uczestniczyć w nim. Założyłem profil Wikiźródeł na Facebooku. Podobnie jak wiele innych pomysłów (blog Wikiźródeł, konto na Biblionetce) i ten nie spotkał się z zainteresowaniem samych redaktorów Wikiźródeł. Celem zachowania obiektywizmu ustanowiłem administratorami kilka zaufanych osób z Wikiźródeł. Większość z nich z czasem zrezygnowała z funkcji. Co ważne: przez cztery lata nikt i nigdy, prócz mojej osoby, nie zamieścił na profilu ani jednej notki czy zdjęcia. Wielokrotnie redaktorzy byli również przeze mnie zapraszani do wzięcia udziału w pracach, do napisania recenzji na Biblionetkę, notki na bloga, czy na profil na Facebooku. Nie wykazali jakiegokolwiek zainteresowania. Więc przyszło pracować samemu. Pisać na bloga, regulować współpracę z Biblionetką i prowadzić profil na FB. Głównie poświęciłem się temu ostatniemu zadaniu. Efektem jest kilkadziesiąt postów miesięcznie, dwa wydarzenia, obchody Wielkiego Tygodnia Światowego Dnia Książki, wychodzące poza sam projekt zasięgiem i przyciągające skutecznie nowych redaktorów do projektu.

Przez te cztery lata żaden z redaktorów nawet nie zainteresował się współpracą, mimo możliwości i ponawianych propozycji. Przez ten czas żaden z współadministratorów nie dołożył się do promowania projektu. W 2011 r. zwróciłem się do administratora Wikiźródeł o zamieszczenie na projekcie linku do profilu FB, podobnie jak tego typu link zamieszczono na projekcie Wikisłownik. Odpowiedź brzmiała „możliwość techniczna istnieje. Nie popieram jednak serwisów tego typu (i dlaczego ma to być akurat ten serwis, a nie inny?), dlatego na pewno nie przyłożę do tego ręki osobiście. Możesz oczywiście podjąć dyskusję na ten temat w skryptorium i przekonać do tego inne osoby.” Wiem jak wyglądają dyskusje na projektach Wikimedia zbyt dobrze. Długie, jałowe, zniechęcające do działania. Poprzestałem na zamieszczeniu linka na swojej stronie redaktora Wikiźródeł. Podobnie nie oczekując wsparcia ze strony wolontariuszy Wikiźródeł, sam opracowałem, zorganizowałem i przeprowadziłem dwa wydarzenia mojego pomysłu, obchody Wielkiego Tygodnia Światowego Dnia Książki w 2013 i 2014 roku.

Przy okazji obu wydarzeń zapraszałem do współudziału panią Natalię Szafran-Kozakowską, obecnie, od października 2014 r. kierownik prasowy Stowarzyszenia Wikimedia Polska. Dlaczego akurat tę osobę wspominam i tę datę? To się zaraz okaże. Wyżej wymieniona pani nie tylko nie wzięła udziału w wydarzeniu, jako wikipedystka i wolontariusz nawet nie poczuwała się do tego, żeby choć udostępnić to wydarzenie. Ma takie prawo. Pewno była bardzo zajęta i nie miała czasu ani zajrzeć, ani choć udostępnić wydarzenia, żeby wspomóc w rozpropagowaniu przecież samych Wikiźródeł. I ważna rzecz, wtedy pani Natalia była wolontariuszką, nie płacili Jej za promowanie projektów, zwłaszcza projektu, przy którym nie kiwnęła palcem od lutego 2012 roku.

To się zmieniło w październiku 2014 roku. Pani Natalia została kierownikiem prasowym Stowarzyszenia Wikimedia Polska. 9 grudnia dostaję nagle informację, że kierownik prasowy jest zainteresowany profilem Wikiźródeł na FB i wyraża chęć pomocy. Przyznam, zaskoczyło mnie to. Skąd nagle ta chęć pomocy? Co na to redaktorzy i administratorzy Wikiźródeł? Przecież to nie oni, bezpośrednio zainteresowani sprawą, zwrócili się z pomocą. Zadawałem wiele pytań, skąd naraz ta pomoc i jak miałaby wyglądać. Przede wszystkim czy sami wolontariusze Wikiźródeł tego chcą i potrzebują, bo dotąd przez cztery lata nie wykazali zainteresowania. Zaproponowałem podjęcie przez panią kierownik prasową podjęcie dyskusji w Skryptorium projektu. Dostałem odpowiedź, iż Stowarzyszenie dało za zadanie m.in. pomoc w promocji projektów w mediach społecznościowych. Jak ta pomoc ma wyglądać zależy od tego, czego dany projekt potrzebuje.

Od maja, zniechęcony zaprzestałem pracować nad profilem. Prawda, gdyby przez te cztery lata ktokolwiek mi pomagał, czułbym choćby najmniejszy powiew wsparcia, choćby mentalnego, bez żalu oddałbym cały profil tak, jak jest, jakiemukolwiek wikiskrybie. Lecz takiego wsparcia nie było. Naraz po czterech latach pojawia się kierownik prasowy, który na Wikiźródłach nie edytował już od lutego 2012 r. Jak mi oznajmia, zgłasza się, bo takie zadanie przydzielił Zarząd Stowarzyszenia i pani Natalia wierzy, że to jest ważne i fajne. Jak dotąd nie wierzyła w ważność i fajność. Do wiary potrzeba jeszcze polecenia odgórnego i wynagrodzenia. Mam oddać pomysł i projekt osobie, która od czterech lat nie ma pojęcia nawet co się na Wikiźródłach dzieje? Pani kierownik stwierdziła, że na początek może porozmawiać ze społecznością i dowiedzieć się czego potrzebują. Nie uczyniła tego. Za to nie zapomniała zasugerować, że powinienem dać do wiadomości, iż Wikiźródła mają przekroczone 150 000 stron oraz, że Wikiźródła powinny mieć na profilu zmienione logo na okolicznościowe. Hola, hola! Jeszcze nie podjęliśmy współpracy, a pani kierownik już wie, co powinienem dać na profilu projektu! Od lat promuję jakość na Wikiźródłach, projekty zrobione solidnie, do końca. Wiem jakie jest te statystyczne 150 000, wiele przepisanych na ilość, bez korekty, często niechlujnie. Mam to promować? Widząc, jak będzie wyglądała ta współpraca podjąłem decyzję, jako założyciel profilu i wieloletni jego opiekun: „proszę o założenie nowego profilu Wikiźródeł, ja podam w wiadomości obserwującym link do nowego profilu i usunę dotychczasowy profil”. W uzasadnieniu podałem powód: „społeczność nie tylko nie przyłożyła do tego palca, wręcz sama część tej społeczności próbowała przeszkadzać, robiłem dobrą robotę wbrew tej społeczności, a teraz, gdy de facto Tobie za to płacą, to choć do tej pory olewałaś zaproszenie, nie udostępniłaś nawet efektów pracy, chcesz wejść na gotowe i pomóc? Więc tak, to jest moja praca, czteroletnie nie sypianie po nocach, za free, bezimiennie. Chcesz promować ilościówkę gotowym, dobrym jakościowo projektem, to wybacz Natalia, ale wypracuj to sobie.”

Tuż wcześniej dowiedziałem się od pani kierownik prasowego, że jeśli jest ktoś, kto prowadzi i chce to robić - nie wcina się, proponuje, podrzuca. Jeśli ktoś chce prowadzić razem, to tak robimy. Jeśli nie ma nikogo - bierze to na siebie.

I wzięła to na siebie dosłownie.

10 grudnia 2014 otrzymałem zapewnienie, iż pani kierownik poinformuje Stowarzyszenie, że tak stawiam sprawę. Nastała cisza. Oczekiwałem decyzji Stowarzyszenia i podania linka do nowego profilu, by uczciwie poinformować obserwujących profil i czytelników o zmianie adresu. 31 grudnia miałem zamiar ponownie zapytać panią kierownik o adres nowej strony. Jednak koniec roku, ludzie się bawią, przekładam zapytanie na kilka dni. Pytanie nie padło. Pani kierownik prasowy u jednego z współadministratorów załatwiła nadanie sobie praw administratora.
1 stycznia 2015 roku o godzinie 12:13 nadała mi, założycielowi i administratorowi profilu, rolę redaktora strony Wikiźródła. O godzinie 12:31 wprowadza na profil pierwszy post. O godzinie 12:35 dostaję informację, że na profilu Wikiźródeł pojawił się nowy wpis, autorstwa pani kierownik. Pani kierownik wie, że jest to wbrew moim życzeniom. Jednak jej zdaniem rozwiązanie polegające na kasowaniu profilu byłoby niewłaściwe, ponieważ byłoby to marnowanie pracy, którą w ten profil włożyłem. Strona korzysta z logotypu i nazwy Wikimedia Foundation, co oznacza, że nie jest prywatną własnością - lepiej budować, niż niszczyć. Pani kierownik wyraziła też nadzieję, że uda nam się wspólnie, sensownie pracować nad tą stroną i serdecznie mnie do tego zaprasza. Pani kierownik prasowa przyznała, że na redaktora zmieniła mnie, wiedząc, że zanim emocje opadną, mogę reagować gwałtownie, oraz zapewniła, iż admina odda mi bez problemu, gdy te opadną.

Nie, pani Natalio. Powtarzam, to była moja wieloletnia praca za darmo, zawsze anonimowo, często nawet wbrew samym Wikiźródłom. Pani za to płacą, nie pozwolę, żeby pani teraz spijała śmietankę i dyktowała warunki już wypracowanemu projektowi. Chce pani efektów, choć nie potrafiła pani rzeczowo ani wytłumaczyć nagłego zainteresowania pomocą, tłumacząc to poleceniem Stowarzyszenia, ani nie uwzględniając, że ja tej pomocy już nie chcę i nie potrzebuję, ani nie oferując żadnych konkretnych warunków współpracy, chyba że miało być tym stawianie wymagań, co powinienem zamieścić na profilu projektu, który znam jeśli nie lepiej, to znacznie świeżej niż pani. Pani otrzymuje za to wynagrodzenie, proszę sobie na to zapracować, tym bardziej, że jak dotąd nie wykazała pani najmniejszej inicjatywy w promowaniu profilu Wikiźródeł.


Nie widzę możliwości współpracy z nieuczciwie zagrywającymi osobami. Byłem gotów zrezygnować ze swojej pracy, oddać 250 czytelników i obserwatorów, przekierować ich na nowy profil. Wolała pani nieuczciwie ukraść prowadzenie profilu. Wobec powyższego zdecydowałem o usunięciu mojej pracy. Swoimi rękoma nie będę podpisywał się pod nieuczciwością i kradzieżą. Życzę miłej pracy i owocnego wynagrodzenia. Od zera pani nie zaczyna. Nie życzę sobie, by w dalszym ciągu wykorzystywać nazwę dwukrotnie przeprowadzonego wydarzenia "Wielki Tydzień Światowego Dnia Książki i Praw Autorkich". Pomysł, nazwa, organizacja i prowadzenie tego jest moim pomysłem i moją pracą nie udostępnioną na wolnej licencji. Jak to będzie w rzeczywistości z moim życzeniem? Nietrudno zgadnąć.