środa, 29 grudnia 2021

Pogrzeb ojca

Nie wszedł do kaplicy cmentarnej, stanął dyskretnie za grupą gości otoczonych gromadką dzieci w ubrankach w stonowanych, regulaminowych kolorach, równie regulaminowo powstrzymywanych w miejscu ostrymi spojrzeniami i krótkimi, przyciszonymi komendami. Po pół godzinie wysypał się na placyk tłum i począł formować nieskładnie orszak. Robert nigdy nie zastanawiał się nad tym, że jego rodzina może być tak liczna. Oprócz twarzy braci i siostry miał trudności z przyporządkowaniem twarzy do imion, młodszych nie był w stanie zidentyfikować. Nie zauważył też kiedy tuż przy nim pojawił się brat.

– Cześć. Dołączysz do nas?

Robert spojrzał na niego przez moment, przerzucił wzrok na sylwetkę siostry wspartej na ramieniu męża i drugiego, młodszego brata, i szepnął spokojnie:

– Wróć do szeregu.

Twarz Jakuba stężała na moment, westchnął i odchodząc rzucił zrezygnowany:

– Jak chcesz.

Robert nigdy nie mógł zrozumieć, czemu w drodze na miejsce pochówku ludzie zawsze się tak wloką. Naprawdę im wszystkim zależy na przedłużaniu męczarń, czy we wszystkich drzemie to nienaturalne zamiłowanie do autoagresji? Przy grobie stanął tuż za uformowanym tłumem, skupiając się na postaci siostry. Po skończonej uroczystości usiadła na ławeczce. Tłum rzedniał, po kilku minutach przy grobie pozostała tylko ona w towarzystwie męża i braci. Odwróciła się do nich i coś krótko powiedziała. Mężczyźni kiwnęli głowami, wyprostowali się i powoli skierowali ku wyjściu z cmentarza. Olga po chwili odwróciła wzrok od grobu i spojrzała na Roberta, jakby czekała na wykonanie niewypowiedzianego polecenia. Nie odwrócił wzroku, powoli ruszył w jej kierunku i usiadł u jej boku. Zdziwił się gdy wsunęła palce w jego dłoń i oparła głowę na ramieniu.

– Nie spodziewałam się tu ciebie.

Patrzyli beznamiętnie na czarne wieko trumny, Olga co chwilę ocierała opadające po twarzy łzy.

– Ty już go pogrzebaleś za życia, co?

– Chyba tak. Nie zastanawiałem się nad tym szczególnie – odpowiedział.

– Nie byłeś jego powodem do dumy.

– Nigdy o to nie zabiegałem.

Pochylił się i wyciągnął z plecaka butelkę wina, odkorkował, przechylił nad grobem i trochę wylał na ziemię. Potem  wziął łyk i podał butelkę siostrze.

– Nigdy nie miałeś szacunku do nikogo i niczego. Żadnych zasad, co? – powiedziała z ironią sięgając jednak ręką po wino.

– Mam swoje własne zasady.

– I uparcie się ich trzymasz?

– To jedna z nich – odpowiedział odbierając z jej rąk butelkę i chowając w plecaku. Nie wypuszczał jej dłoni, gładząc delikatnie skórę kciukiem. Odwróciła wzrok od grobu i zaczęła się wpatrywać w niego, badając jego siwe włosy, profil twarzy i policzki pokryte dwudniowym zarostem, jakby szukała cech wspólnych z twarzą zapamiętaną sprzed lat.

– Pocałuj mnie... – szepnęła nagle.

Robert nie myślał czemu to robi, spojrzał na siostrę i pochylił się. Pogrążył się w smaku słonym od łez, cierpkim od wina i słodkim kobiecym oddechu. Po chwili Olga odsunęła głowę i oparła znów na jego ramieniu. Nie dbali o dochodzący zza pleców odgłos oddalających się cicho kroków.

– Muszę na nią patrzeć? Na cholerę mi widok trumny, już sam widok grobów jest przytłaczający – zapytała wpatrując się w lśniącą czerń.

– Pewnego dnia, gdy będzie ci się wydawało, że zapomniałaś, zrozumiesz, do czego był ci potrzebny ten widok. Wcześniej, zanim zdarzenia i widoki nabiorą sensu, człowiek nigdy nie wie i nie rozumie, co mają na celu.

– Jak u Koheleta?

– Tak. Jak u Koheleta.

Nieopodal pod płotem dostrzegł wsparte o drzewo dwie łopaty. Podniósł się i przyniósł je, jedną wręczając zdziwionej Oldze:

– Chodź, trochę przykryjemy 

– Nie powinniśmy, Robert...

Uśmiechnął się i zabrał do pracy, wkrótce dołączyła i Olga. Gdy ziemia przykryła trumnę przerwał, podszedł do siostry i zabrał jej narzędzie. Wbij łopaty w ziemię, złapał Olgę za rękę i poprowadził lekko do wyjścia. Tuż przed bramą cmentarną, za którą na parkingu przy samochodzie czekali jej mąż i bracia, zatrzymał się i wypuścił z uchwytu jej palce. Spojrzała na niego bez zdziwienia. W jej oczach błysnęła na moment ironia, ledwie wyczuwalna w jej głosie:

– Nie jesteś z tych synów co wracają, co?

– Idź już. Czekają na ciebie.

Odwrócił się i ruszył w kierunku szczytu wzgórza cmentarnego. Usłyszał chrzęst żwiru pod jej stopami, coraz dalszy, i pytający głos brata:

– Olg...

– Wsiadajcie – spokojnie i stanowczo przerwała mu Olga – nie każmy gościom dłużej na nas czekać.

W połowie drogi do kaplicy Robert minął dwóch pracowników cmentarnych bez pośpiechu zmierzających w dół zbocza. Uśmiechnął się do siebie wyobrażając sobie ich zaskoczone miny.